Wróć do wszystkich odcinków

#49 „Stres w pracy – jak wspierać siebie i swój zespół?”

odcinek

#49

Opis odcinka

Co my jako pracodawcy, liderzy zespołów możemy zrobić, kiedy sytuacja nie jest lekka, a potrzebujemy osób, które odpowiedzą na te oczekiwania czy wyzwania? W przełożeniu informacji o stresie na bardzo praktyczne zastosowanie pomogła mi moja rozmówczyni dr Ewa Hartman, certyfikowana trenerka, wykładowczyni akademicka, twórczyni podyplomowych studiów z neuroprzywództwa. Jestem przekonana, że po odsłuchaniu do tego wywiadu, będziecie do niego  powracać. Zapraszam!

Słuchaj podcastu tam gdzie Ci najwygodniej

Transkrypt: #49 „Stres w pracy – jak wspierać siebie i swój zespół?”

Słuchasz podcastu Everest LIDERA.  

Cześć, nazywam się Ania Sarnacka-Smith. Zawodowo jestem managerem, konsultantem HR, przedsiębiorcą, właścicielką firmy effectiveness.pl, która wspiera liderów w rozumieniu różnic osobowości i wykorzystywaniu tych informacji we właściwym doborze pracowników, podnoszeniu jakości współpracy i rozwijaniu postawy liderskiej.

Tytuł tego odcinka: Stres w pracy – jak wspierać siebie i swój zespół.

Cześć, dzień dobry. Czy wiesz, że co trzeci pracodawca w Polsce mówi o problemach z rekrutowaniem osób wykazujących się odpornością na stres i umiejętnością adaptacji? – to dane, które zaczerpnęłam z raportu ManpowerGroup pt. „Niedobór talentów”. Zatem jest to temat warty uwagi, co potwierdzam też z doświadczenia z pracy z managerami. De facto rzadko się zdarza, że mówiąc o rozwoju zespołu, pracowników tego tematu byśmy nie poruszali. I w poprzednich trzech odcinkach, podzieliłam się z Tobą historiami, które posłużyły mi wskazaniu źródła stresu, tego które zachowania lidera zespołu mogą wprowadzać napięcie – nawet w zespole, czy jak kontrolować w ogóle swoje reakcje na stres.

A dzisiaj chciałabym to zagadnienie „Stresu w pracy” podsumować, poukładać te wszystkie informacje, a jak wiadomo: „co dwie głowy, to nie jedna”, to dziś ze mną jest gościni – a jest nią dr Ewa Hartman, która na temat stresu wie naprawdę wiele, która osobiście przyznaje i ujmuje mnie tym, że o sprawach nawet dość skomplikowanych opowiada w taki sposób, że stają się one zrozumiałe – czego za chwilę słuchaczu doświadczysz!

Ania Sarnacka-Smith: I takim wstępem, chciałam powiedzieć – Cześć Ewo!

Ewa Hartman: Cześć Aniu, bardzo mi miło. Dziękuję Ci za zaproszenie.

A.S.S: Przed tym, jak włączyłyśmy nagrywanie, dzieliłam się z Tobą tym, że celowałam w temat, który byłby tematem, wierzę dla Ciebie też interesującym – bo bardzo zależało mi na tym, żeby mieć Ciebie jako gościni w naszym podcaście. To wcale nie jest lukrowanie, bardzo lubię słuchać tego, jak opowiadasz o tym: co się z nami dzieje; co się dzieje w obszarach naszego mózgu – w sposób, który jest bardzo łatwy do przetworzenia, nawet przez osoby, które na co dzień tym tematem się nie zajmują.

Zanim przejdziemy do tematu stresu Ewo gdybyś mogła nam się przedstawić – kim zawodowo jesteś?

E.H: Ja jestem trenerką. Jestem wykładowczynią – to już trzymając się tej pięknej formy, którą wprowadziłaś, wykładam na Uczelni Łazarskiego w Warszawie – prowadzę studia podyplomowe Neuro-przywództwo. A jako trenerka pracuję ze światem korporacji i międzynarodowo – począwszy od Googla, a skończywszy na startupach. Głównie jednak jest to świat korporacji firmy tj. EY,  Google, Cisco, ABB i wiele, wiele innych – gdzie między innymi poruszam temat: „Radzenia sobie ze stresem”, ale zawsze poprzez pryzmat neuro-nauki. 

A.S.S: Ewo, to wróćmy na chwilę do tego raportu, o którym wspominałam. Z Twojego doświadczenia, z Twojej wiedzy – skąd takie wyzwanie czy nawet już problem, ze znalezieniem osób, które radziłyby sobie ze stresem? Bo wydaje mi się, że pracodawcy na to mocno narzekają i tego mocno doświadczają.

E.H: Wiesz, ten temat jest w ogóle bardzo duży. I to od razu chcę zaznaczyć, że cokolwiek powiem, jakąkolwiek odpowiedź udzielę – ona nie wyczerpie tematu, ona będzie pokazywała tylko pewien aspekt tego tematu. I teraz: skąd na przykład to, że trudno jest znaleźć osoby dobrze radzące sobie ze stresem? – między innymi stąd, że żyjemy w bardzo stresujących czasach! To nie jest coś takiego, że nagle coś jest z ludźmi nie tak i że my sobie nie radzimy, tylko to jest przeciążenie, którego bardzo wiele osób doświadcza już od wielu lat. Od wybuchu pandemii mamy ogromne zmiany geopolityczne, mamy wojnę na Ukrainie, mamy w naszym kraju inflację, wiele rzeczy się dzieje – to po prostu nas mocno dociąża. I nawet jak ktoś przed tym okresem świetnie sobie radził, to mógł doświadczyć w swojej rodzinie bardzo trudnych sytuacji, mógł doświadczyć zawodowo bardzo trudnych sytuacji; wiele osób straciło pracę, szukało kolejnej pracy; ogromna rotacja, przesunięcia i ciągła niepewność sprawia, że my możemy tak po ludzku stracić zdolność niesienia coraz to kolejnego problemu, który jest na naszych plecach. Więc tu może być jedna z odpowiedzi, dlaczego tak się dzieje, że trudno jest managerom, szefom, liderom czyli organizacjom, firmą pozyskać osoby, które sobie z tym stresem radzą – bo po prostu, ile można?

A.S.S: Powiedziałaś, że ten stres nas mocno dociąża. Mogłabyś więcej powiedzieć o tym, co to znaczy, że dociąża? Co się, de facto, z nami dzieje?

E.H: Jasne. Wyjdźmy od tego, że mamy stres krótkotrwały i długotrwały oraz stres pozytywny i negatywny, ale skupmy się na razie na krótkotrwałym i długotrwałym. 

I teraz – krótkotrwały stres, najprościej mówiąc, to jest taka sytuacja, która owszem nas zdenerwuje; sprawi, że będzie nam przykro; że będziemy się frustrować – możemy tego różnie doświadczać; możemy poczuć takie nagłe osłabienie, ale wiemy, że to minie. Ta sytuacja jest krótka, nieprzyjemna, ale wiemy, że minie. Na przykład zachorujesz, masz grypę, masz 39 stopni gorączki, rozsadza Cię głowa i jesteś sfrustrowana, bo nie możesz zrealizować swoich planów i nagle musiałaś coś poprzesuwać. I oczywiście, że to nas stresuje, ale wiesz, że to minie. Wyjdziesz z choroby, pewnie poczytasz – nadrobisz książki niezwiązane z biznesem (jakiś kryminał czy cokolwiek, co lubisz), przejdzie i ok. I organizm zapomina, on sobie z tym poradzi – czyli zaczyna się adoptować do sytuacji, układać plan, bo wiesz, że sytuacja minie. I ta mobilizacja organizmu w pewnym momencie puszcza i przychodzi czas resetu, wyciszenia – ok, dobrze, mam już to za sobą. I organizm zaczyna odbudowywać swoje zasoby – czyli zaczyna odbudowywać energię, czujesz się coraz lepiej, wracasz na tory, możesz mieć nawet bardziej świeżą głowę. Więc mamy taki stres, który jest krótki.

Drugi rodzaj stresu to – stres długotrwały. Powiedzmy, że zachorowałaś. Później zachorowało Twoje dziecko. Za chwilę klient coś odwołał. W pewnym momencie pojawiają się zmiany podatkowe i teraz musisz się tego nauczyć. Ponadto słyszysz, że coś się wydarzyło na ulicy – czyli sytuacja goni sytuację i nie wiesz, kiedy to się skończy. 

Tak, jak było w przypadku pandemii – że nie wiedzieliśmy, kiedy to się skończy. Wszyscy myśleli, że dwa tygodnie posiedzimy w domu i wrócimy. I tak z dwóch tygodni, zrobiło się kilka lat. Był taki moment oddechu, takiego: uff, właściwie już można powiedzieć, że pandemię mamy za sobą – wtedy Rosja zaatakowała Ukrainę. I oczywiście, możemy powiedzieć sobie: całe szczęście, że… Nie to, że szczęście – źle! To nie chodzi o to, że dobrze, że kogoś zaatakowała, a nie nas. Wiemy, że jest dużo ciężej za naszą wschodnią granicą, co nie znaczy, że też tutaj ludzie tego nie odczuwają; że nas to nie dotyka i nie wiemy, kiedy to się skończy. Nie wiemy, kiedy się ta straszna sytuacja zakończy. Kiedykolwiek, jak otworzysz wiadomości, słyszysz tylko: kryzys, kryzys, kryzys, firmy zwalniają – i ludzie zaczynają się stresować jeszcze bardziej. Czyli cały czas coś dokłada do sytuacji, która była poprzednio. 

I co to znaczy, że nas stres obciąża? 

Organizm nie wie, czy on może pozwolić sobie na chwilę, żeby się zregenerować, czy cały czas ma trwać w wyczekiwaniu tego, że coś jeszcze większego się wydarzy. Bądź też czy cały czas ma mobilizować nas do walki z rzeczywistością, która nas otacza. Więc jesteśmy albo w ciągłym napięciu – bo czekamy na kolejne wydarzenie negatywne, albo cały czas walczymy. 

I teraz Aniu, taka prosta rzecz. My się widzimy – być może część z naszych odbiorców będzie nas widziała, a może część będzie słyszała, to ja tylko dla tych, którzy będą słuchali – podnoszę do góry kubek, w kubku jest herbata. Jak myślisz, jak długo mogę trzymać ten kubek, bez wysiłku?

A.S.S: Myślę, że kilkanaście sekund.

E.H: Tak, kilkanaście sekund mogę go trzymać bez wysiłku. Nie ma problemu, ja go odstawię, za chwilę się napiję – zupełnie nie zauważę tego, że wykonuję jakiś ruch; że podnoszę kubek; że mobilizuje moje mięśnie do pracy. 

Ale gdyby ktoś mi kazał trzymać ten kubek przez 2 godziny, w górze – to w pewnym momencie to się stanie bolesne i uciążliwe. 

A gdyby ktoś mi powiedział: A proszę tak trzymać ten kubek przez 3 lata – nie wiem, co się stanie z moją ręką i ze mną. Czyli taka banalna sytuacja. 

Stres nas obciąża, ponieważ produkcja kortyzolu fizycznie przepala nasze zasoby takie jak np. witaminy z grupy B. Do produkcji kortyzolu czyli hormonu stresu, który w chronicznym stresie produkuje się cały czas – bo ja cały czas nie wiem czy ja mam być zmobilizowana, czy mam walczyć, czy czekać na kolejne wydarzenie, ale w napięciu, w czujności ciągła produkcja kortyzolu zużywa chociażby zasoby naszych witamin z grupy B. Do tego, produkcja kortyzolu zużywa coś, co się nazywa cząsteczki ATP – to jest energia produkowana przez nasze ciało. Więc dlatego stres nas obciąża – bo on fizycznie zjada zasoby, które potrzebujemy do normalnego funkcjonowania. Zjada naszą energię, witaminy, przepala minerały. Nasze ciała, mózgi stają się coraz słabsze, coraz bardziej wyczerpane. Przez to między innymi jesteśmy coraz bardziej narażeni chociażby na zachorowania, bo jesteśmy słabsi.  

O przyszło mi, jakieś powiadomienie. No, ale mam nadzieje, że nikomu nie będzie to przeszkadzało. Kochani, życie!

A.S.S: Nie będzie. 

E.H: To mamy stres. Cały czas coś przychodzi!

A.S.S: Nie ma co się tym stresować.

E.H: Albo też zauważyć, jak mówimy o stresie w pracy, może troszeczkę biegnę za bardzo do przodu, ale już po tym zdaniu skończę, że właśnie to, co się wydarzyło, to jest kolejny powód stresu.

Jeden, o którym powiedziałam – ta rzeczywistość, która nam nie daje odetchnąć. A drugie – ileż do nas przychodzi informacji, co chwilę, nawet niekoniecznie stresujących (spotkanie, wizyta itd.). To też powoduje, że głowa nie może powiedzieć: ok, to ja się teraz mogę wyłączyć i przez chwilę będzie cicho – mimo, iż bardzo byśmy tego chcieli i potrzebowali. 

A.S.S: Ale zobacz, co się dzieje Ewa. Opowiedziałaś nam o tej naszej rzeczywistości, która nie jest prosta – i też pewne rzeczy mi w głowie poodkrywałaś, z czego może się brać to napięcie i obciążenie. No ale przechodząc do biznesu, potrzebujemy też w tym biznesie na co dzień radzić sobie ze stresującymi sytuacjami. 

To co my jako pracodawcy, liderzy zespołów w tej sytuacji możemy zrobić, kiedy sytuacja nie jest lekka, a potrzebujemy osób, które odpowiedzą na te oczekiwania czy wyzwania?

E.H: To jest właśnie bardzo trudne – bo co my możemy zrobić? Na pewno nie dokładać ludziom stresu niepotrzebnie – łatwo powiedzieć, trudniej wprowadzić do praktyki. 

Co to znaczy nie dokładać stresu niepotrzebnie?

Przede wszystkim jako lider potrzebujemy o siebie zadbać: żeby nasze zachowanie nie było chaotyczne; nie było wybuchowe; żebyśmy mogli pomyśleć: co jest najważniejsze, gdzie skanalizować wysiłki naszych pracowników – bo jak my o siebie jako lider nie zadbamy i będziemy działać chaotycznie, albo odpowiadać komuś zdawkowo na pytania, albo odpowiadać na maile w taki sposób, że osoba tak naprawdę nie wie, co tam jest napisane, ale Ty nie miałeś czasu i napisałeś: Dobra. Ale co dobra? Dobra – mam robić, dobra – mam nie robić, dobrze zrobiłem czy co? 

Więc tak naprawdę, to trzeba zacząć od siebie – żebyśmy my nie byli dodatkowym źródłem stresu, bo rzeczywistość zewnętrzna będzie dodatkowym źródłem stresu, bo wymagania w biznesie będą i tego się nie odsunie i nagle nie powiemy klientom: No macie nam płacić, ale tak naprawdę, to my nic dla Was nie zrobimy. No wiadomo, że nie – to jest nierealne. 

Pokazuj swoją postawą, że kontrolujesz sytuację; że jesteś opanowany; że kładziesz priorytety i nacisk tam, gdzie faktycznie trzeba włożyć więcej energii i pracy – jako lider, zaczęłabym od siebie!

A.S.S: Jest mi to bardzo bliskie. I tak słuchając Ciebie, pomyślałam sobie, że raporty czy ankiety, które są przygotowywane powinny być definiowane trochę w inny sposób. Okazuje się, że szukamy pracowników, którzy mają sobie radzić ze stresem, a suma summarum, i tak musimy wrócić do siebie jako liderzy zespołów, żeby nie generować trudnych sytuacji. 

Ewa dobrze, a jeśli ja tę pracę wykonuję – bo ona nigdy nie jest zakończona, ja nad sobą cały czas mam pracować i widzę z drugiej strony pracownika, który jest obciążony, przeciążony – co ja, jako lider zespołu warto, żebym zrobiła?

E.H: No właśnie. Mam optymistyczną informację. Otóż wczoraj kontaktowałam się z osobą, z działu HR – jednego z moich klientów. Rozmawialiśmy o przeciążonych pracownikach, o tym co można zrobić. I ta osoba z działu HR mówi do mnie tak: Wiesz Ewa, no ja widzę różnych liderów, widzę różne zespoły i tam, gdzie lider postawił dobrze priorytety i nie ciśnie, ale zachęca, ma dokładnie te same wyniki, jak w przypadku osób, które tak naprawdę strasznie cisną i wywierają bardzo dużą presję – też ma wyniki, w sensie dostarczania realizowania zadań, ale jeden parametr jest zupełnie inny, a mianowicie jak czują się ludzie w tych zespołach. 

W tym zespole gdzie jest zachęcanie, gdzie są dobrze ustawione priorytety, gdzie jest wspieranie na zasadzie: Dobrze, słuchajcie to siadamy razem i się zastawiamy, jak możemy sobie pomóc – to ludzie mówią: Wiesz co jest ciężko, ale widzę, że mam wsparcie i czuję się dobrze. Natomiast tam, gdzie jest po prostu presja na zasadzie: Sorry, ale musisz to zrobić. Ty sobie nawet nie wyobrażasz ile ja mam roboty. Z czym Ty do mnie przychodzisz? – to ludzie owszem realizują zadania, ale czują się bardzo źle. 

I ten parametr po jakimś czasie może się okazać kluczowy w tym, że w jednym zespole będzie ciągłość pracowników, bo nie będą chcieli odchodzić; bo wiedzą, że tak naprawdę trawa nie jest bardziej zielona gdzieś indziej – ludzie sobie zdają z tego sprawę. Wiedzą, że to nie będzie tak, że pójdą do innego pracodawcy i on powie: Kochany, ja Cię będę masował, Ty sobie siedź i ja Ci będę płacił tylko za to, żeby móc na Ciebie patrzeć – wiadomo, że tak się nie stanie. 

Ale w zespole gdzie jest taka chaotyczna presja – zupełnie nieuzasadniona, tylko po to, żeby ona była – bo my potrzebujemy właśnie jako osoba prowadząca zespół czuć kontrolę, to w pewnym momencie ludzie się mogą zacząć wyłamywać: brać zwolnienia; szukać innego zatrudnienia – gdzie wiadomo, że wtedy też cierpi klient. Bo był obsługiwany przez rok przez jakąś osobę, a tu nagle jest zmiana i niekoniecznie to lubi, bo się do kogoś przyzwyczaił; bo ten ktoś doskonale już znał temat i nie trzeba było go wprowadzać w każdy dokument, w każdy krok, we wszystko. 

Więc to jest możliwe, takie lepsze przyjrzenie się temu, gdzie my naprawdę musimy włożyć swoją energię i jak siebie możemy wspierać na wzajem na poziomie zespołu – i ludzie to widzą, po prostu. Widzą: że chcesz posłuchać; że chcesz znaleźć rozwiązanie – nawet jeżeli to jest malutka ulga, ale jest. Czyli wysłuchałeś i dałeś coś.

A.S.S: A ze swojej praktyki, swojego doświadczenia mogłabyś podać przykłady: co taki lider zespołu może zrobić? Czy jakieś indywidualne spotkania?

Czy jeszcze jest coś, na poziomie tego słuchania: w jaki sposób w ogóle otworzyć tego pracownika, żeby on ujawnił, co się w nim dzieje?

E.H: Czyli tak. To co już powiedziałaś – mamy spotkania jeden na jeden. Super by było, gdyby podczas tych spotkań było odrobinę więcej przestrzeni, właśnie na wspólne znalezienie rozwiązań, co do pewnych tematów. Na pewno, czego nie robić podczas takich spotkań – a co słyszę, że się dzieje, to nie serwować stwierdzeń w stylu: A wiesz, ile ja mam pracy? Wiesz ile ja mam na głowie? Daj spokój. Byś się ze mną zamienił, to dopiero byś zobaczył. To na pewno nie pomaga, mimo że mamy czasami pewnie ochotę, coś takiego powiedzieć, ale to nie pomaga.

Drugie – to są spotkania zespołowe, szczere i otwarte. Np.: Słuchajcie kochani, wiem, że jest ciężko. Zastanówmy się wspólnie, co możemy zrobić. Jeżeli wymyka się taka dyskusja spod kontroli, zawsze można iść w ustrukturyzowany sposób, czyli np. metodą Design Thinking. Czyli po prostu: burza mózgów, używamy karteczek, mamy 10 minut na wyrażenie się – czyli ustrukturyzowanie, żeby się nam nie rozeszło spotkanie na gorzkie żale. Bardzo ważne na takich spotkaniach jest ustawienie ramy na początku: ile mamy czasu; na co się wspólnie umawiamy – czyli takie trenerskie Ania podejście, kontrakt. Np.: Moi drodzy, temat jest taki i taki, mamy na to godzinę, słuchajcie na co się umawiamy. Czy na co sobie dajemy przestrzeń, a kiedy będziemy reagować i iść dalej. Spisać kontrakt, żeby się nie rozeszło – bo to jest bardzo ważne! Dosyć szybko w takim spotkaniu, gdzie faktycznie mówimy o trudnych rzeczach, możemy wpaść w coś, co nic nam nie da, tylko da nam poczucie ogromnej frustracji – że 2 osoby wylały z siebie wszystko, a 10 w ogóle nie miało przestrzeni, żeby się wypowiedzieć. Więc to ustrukturyzowanie, bycie moderatorem w takim spotkaniu, rozmowie też jest bardzo przydatne. 

Poza tym dużo rzeczy, które są dosyć oczywiste – czyli ankiety itd. Jeszcze do tego wrócę – uważam, że bardzo wartościowe są ustrukturyzowane spotkania, gdzie wiemy jaka jest zasada na tym spotkaniu; że jak nagle ktoś odbije w zupełnie inna stronę z tematem, to mamy prawo powiedzieć: Dobrze, ale wracamy do bazy. Przypominamy sobie, że to po co się spotkaliśmy to jest ustalenie, jak wspólnie możemy sobie pomóc.

A.S.S: Wrócę jeszcze do tego zagadnienia, które zaczęłyśmy – bo pewne rzeczy mogą być niejasne, a może myślimy o nich zupełnie inaczej, a o tym chciałabym się przekonać. Powiedziałaś Ewa o tym, że taki lider zespołów wpierw potrzebuje zadbać o siebie, zacząć od siebie – co to konkretnie oznacza? Kiedy Ty o tym myślisz, to jakie kroki taki lider zespołu powinien podjąć, żeby czuł: Jestem na drodze do tego, że uczę się sobie radzić z tym obciążeniem i konstruktywnie odpowiadać na rzeczywistość?

E.H: Jasne. I tutaj, jestem ogromną zwolenniczką w pierwszym kroku zadbania o podstawy, czyli o dobry sen, o dobrą dietę i o to, żeby dobrze rozpocząć dzień. Minimum dla dobrego snu to jest to, że nie pracujesz do nie wiadomo której godziny w nocy. Wyłączasz telefon, zamykasz komputer – co najmniej na godzinę przed snem, po to żeby się w ogóle móc trochę lepiej wyspać. Wiele osób bardzo bagatelizuje temat snu, uważając, że: albo się wyśpią po śmierci – to jest w ogóle najbardziej takie radykalne podejście, albo się wyśpią na emeryturze, albo że sen jest dla słabych – i to nadal pokutuje. Co jest najśmieszniejsze, to na emeryturze się nie wyśpisz, ponieważ na emeryturze się starzejemy i ta zdolność do zapadania w regeneracyjny, głęboki sen też się starzeje, czyli nie będziemy w stanie tego zrobić – biologicznie to przestanie być już dostępne, tak jak jest dostępne jak masz 30-40lat. Więc wyśpij się. Nie udawaj, że to, że ty będziesz siedzieć do 1,2,3 w nocy to cokolwiek poprawi, to tylko pogorszy, bo następny dzień będzie gorszy. Więc nie psuj sobie snu – to jest pierwsza rzecz!

Np. są książki, tradycyjne, papierowe i poczytanie takiej książki jest bardzo dobrym rozwiązaniem przed snem. I zawsze tutaj słyszę: No, ale wiesz Ewa, bo tutaj telefon rozumiesz, ja mam te filtry, ja tu sobie wszystko wyłączam, nic mnie rozprasza, ja czytam sobie na telefonie. Mówię: Dobrze, ale czy jak czytasz na telefonie, nawet dla przyjemności, to czy nagle się nie okazuje: a jednak sprawdzę tego maila; a jednak komuś odpiszę; a może zapłacę rachunek, jak już i tak siedzę na tym telefonie? Czyli koniec końców ciągle karmisz głowę różnymi aktywnościami – w tym aktywnościami, które mogą być stresujące. Więc nie pozwalasz sobie na to, żeby noc i sen były dla Ciebie regeneracyjne, bo jak się zanadto pobudzimy (różnymi tematami) to podniesiemy sobie poziom kortyzolu, a to z kolei wpływa na poziom melatoniny – czyli hormonu ciemności i sen jest po prostu gorszy.

Druga rzecz, mówiłam na początku o stresie krótkotrwałym i długotrwałym. I tak, jak do tych krótkotrwałych stresów nasze organizmy są dobrze dostosowane, tak do tych długotrwałych już gorzej. To są tzw. adaptacyjne zdolności naszego organizmu, czyli do takich właśnie krótkich wydarzeń my potrafimy sobie na poziomie biologii i fizjologii świetnie nimi zarządzić, niespecjalnie nawet musimy się tego uczyć, to po prostu mamy. Ale na skutek przeciążenia stresem długotrwałym nasze organizmy zapominają, jak to jest zareagować na sytuacje stresowe w sposób adaptacyjny – czyli w taki sposób, że ja zareaguje, a później to napięcie schodzi. Tylko tak naprawdę cały czas coś się dzieje, albo jestem w ciągłym napięciu, frustracji, albo bezsilności i to nie schodzi. I jest cudowna metoda, żeby przypomnieć naszemu organizmowi jak adaptacyjnie reagować na stres – i to są zimne prysznice! 

Ja wiem, że jak wiele osób to słyszy, to dostaje ciarek na plecach i mówi: Nigdy w życiu! Jakkolwiek to brzmi, być może drastycznie, to jednak ta metoda jest po prostu genialna. 

Jest przebadana – na wiele sposobów i mocno rozreklamowana przez Wima Hofa – bo przecież znana od zawsze. I jest taki świetny podcast Andrew Hubermana – w jednym z jego niedawnych podcastów on rozmawia z Panią profesor, która przebadała dokładnie to, co Wim Hof wyprawia. I można podsumować wyniki badań jednym zdaniem: Bierzesz zimny prysznic, to jest stresujące wydarzenie, ale później organizm sobie kompensuje to stresujące wydarzenie wyrzutem pozytywnych hormonów – dopaminy, serotoniny, acetylocholiny (bo się pobudza też nerw błędny), tym samym organizm reaguje adaptacyjnie na stres! Czyli kortyzol, który wyrzucił się na skutek tego uderzenia zimną wodą jest zbijany innymi hormonami i neuroprzekaźnikami – często poniżej poziomu, który mieliśmy w ogóle myśląc nawet o tym zimnym prysznicu. 

I co się okazuje dalej?   

Że ta zdolność organizmu, tego schodzenia z kortyzolu zaczyna się aktywować również w innych sytuacjach stresowych. Więc organizm np. telefon od niezadowolonego klienta będzie traktował tak, jak ten zimny prysznic – najpierw będzie wyrzut kortyzolu, a później szybciej sobie z tym poradzi właśnie tą tzw. pozytywną biochemią. Nie jest to przyjemne, to jest codzienna walka ze sobą. Jak jestem jeszcze pod ciepłym prysznicem, bo to nie można się oszukiwać na zasadzie, że najpierw proszę bardzo można się umyć, a później schłodzić tą zimną wodą. Nie oszukujemy, nie rozgrzewamy się potem cieplutką wodą. Więc codziennie jest dyskusja samego ze sobą: A czy aby na pewno? Ale po co? Natomiast efekt jest. Bardzo to polecam wszystkim liderom, przynajmniej przez te kilka sekund, 30 sekund, może nawet i 1 minutę. Kiedy jesteś pod zimnym prysznicem gwarantuję Ci, że nie pomyślisz o pracy. 

To jest dodatkowy efekt zimnego prysznica, chociaż ta minuta wylogowania głowy.

A.S.S: Nasi słuchacze tego nie widzą. Natomiast ja się bardzo uśmiechałam, kiedy o tym mówiłaś. Bo Ewa, ja to przetestowałam – to naprawdę działa, potwierdzam! I to na mnie podziałało lepiej, niż niejedno szkolenie dotyczące zarządzania sobą w stresie. I dzisiaj zupełnie inaczej odpowiadam też na stresujące sytuacje. Przypominam sobie tak jakbym przekręciła sobie ten korek z zimną wodą. I naprawdę tego można się nauczyć. 

Ewa, wcale nie przesadziłam mówiąc, że właśnie nawet o trudnych, stresujących zagadnieniach opowiadasz w taki sposób, że tego można słuchać godzinami. 

Zanim będziemy zmierzać w kierunku podsumowania, powiedziałaś na samym początku, że pracujesz z dużymi organizacjami. Z Twojego doświadczenia Ewa, które sytuacje szczególnie dzisiaj generują trudne, stresujące napięcia w zespołach?

Pytam o to, dlatego że często też liderzy zespołów, mówię też o sobie, nie jesteśmy świadomi, że dla innych te sytuacje mogą być trudne – bo my po prostu sobie radzimy i to nie jest dla nas wyzwaniem. 

Ze strony pracowników – co dla nich jest trudne, z czym oni się mierzą?

Mówiłaś o reakcjach lidera – czy jest coś jeszcze, co się powtarza?

E.H: Tak, to co się bardzo powtarza to – ilość! Czyli np. ilość zadań, przeciążenie zadaniami, komunikatorami, informacjami. Właśnie ta ilość zadań i jeszcze, jeżeli zadania są rozrzucone po różnego rodzaju aktywnościach. Czyli ja nie mogę tak naprawdę korzystać z podobnego toku myślenia robiąc kilka zadań pod rząd. 

Czyli tak: 

1) Rozmawiam z klientem np. w Indiach:

  1. a) muszę pamiętać o kulturowej różnicy,
  2. b) muszę się przerzucić na inny język (angielski),
  3. c) wsłuchiwać, czy aby dobrze rozumiem – bo mamy inny akcent.

2) Potrzebuje napisać raport w Excelu:

  1. a) muszę się skupić na liczbach,
  2. b) muszę się skupić na tym, żeby nie popełnić błędu – sprawdzić czy przecinek jest we właściwym miejscu. Dla mnie dyslektyka jest to bardzo trudne, więc dobrze, że się nie zajmuję finansami.

3) Mam wdrożyć nowego kolegę w pracy – pokazać mu jak działa organizacja.

Ja nie mówię, że to wszystko jest złe. Tylko chodzi o to, że te zadania są różne i wymagają od nas nagle przełączenia się na inny tor, a jest ich bardzo dużo. I kochani, jak nas słuchają liderzy, błagam i zaklinam, nie istnieje coś takiego jak multitasking. To wyczerpuje nasz mózg do granic wytrzymałości. Wiele osób myli multitasking z wykonywaniem czynności nawykowej. Czyli ja np. jadę samochodem, zmieniam biegi, naciskam pedał gazu i hamulca, zupełnie o tym nie myśląc – to niektórzy traktują, jako kilka zadań. Nie prawda! To są zadania, które wykonuję bez myślenia. Ale zadania intelektualnie obciążające możemy robić tylko jedno w danym czasie – i to też jest ogromne źródło stresu. Czyli nie mamy przestrzeni do tego, żeby się skupić. Oczekuje się od nas zdolności skupienia, ale nie daje się tej przestrzeni. Nasz mózg bardzo cierpi, kiedy jest wyrywany z zadania. Czyli ja np. jestem w trakcie odpisywania na maila – klient napisał długiego maila. Potrzebuję naprawdę się zastanowić, co mu odpowiedzieć – bo tutaj coś mogło pójść nie tak i tu potrzebuje mojego wyjaśnienia. Za chwilę ktoś nas woła. W tym samym czasie dzwoni telefon i już jest powiadomienie: Czy aby widziałaś moją informację?. I ja się nie mogę skupić. I ten multitasking, czyli wybijanie nas z trybu danego zadania, też jest bardzo stresujące. Ta ilość i rozbieżność różnych zadań, które musimy wykonywać w krótkim czasie oraz to ciągłe przerywanie i brak możliwości skupienia się na czymś, chociażby przez 20 minut – dla wielu osób, to jest nieosiągalne, żeby przez 20 minut nie być atakowanym przez jakąkolwiek informację biznesową z zewnątrz – to wszystko jest bardzo przytłaczające, rozpraszające i stresujące i nie pozwala nam skupić się na zadaniu. 

A.S.S: Teraz wzięłam głęboki oddech. Bo wiesz, poczułam nie tyle napięcie, co ciarki w sobie, bo opowiadasz o czymś, czego my doświadczamy na co dzień. I ja też mogę wspierać na co dzień liderów – bo to jest moja praca. Ale sama doświadczyłam – słuchając Cię dzisiaj Ewa, że sama potrzebuję zatrzymać się i poprzyglądać się, jakie środowisko pracy tworzę, w jakim środowisku są moi pracownicy i co mogę zrobić, żeby i mi, i im było lżej. I że gdzieś ten taki moment zatrzymania jest potrzebny. 

Naszą rozmowę nagrywamy w poniedziałek. I tak sobie pomyślałam, że podziękuję Ci za to, że właśnie w poniedziałek. Bo z taką inna intencją i innym nastawieniem zacznę ten tydzień. I każdemu liderowi bym tego życzę – by zacząć tydzień, z taką chwilą zatrzymania. Bo Ty mówiłaś o czymś, czego my nie doświadczamy. Ale jak ja Cię odsłuchiwałam i mam nadzieję, że tego także doświadczą nasi słuchacze, uświadomiłam sobie, że mimo tego, że mogę bardzo się starać, to dobrze jest tak świadomie zatrzymać się i poprzyglądać się temu, co się wokół mnie dzieje. 

Ewa, na koniec zapytam Cię o to, bo mówiłaś o stresie krótkotrwałym i długotrwałym; mówiłaś o tym, jak reagować na to, co się wokół na dzieje, a zdradzisz – w jaki sposób Ty się regenerujesz? Jakie metody polecasz na regenerację po długotrwałym stresie? Czy jest w ogóle coś takiego?

E.H: Bardzo trudno jest się zregenerować po długotrwałym stresie, bo organizmy są bardzo wyczerpane i to trwa. Więc najlepiej jest, jeżeli nie doprowadzimy się do wyczerpania. Natomiast, moi drodzy, tu nie ma magii. To są zwykłe rzeczy, które wiemy od czasów istnienia człowieka. Wyjść na słońce, posadź kwiatki, poczytaj książkę. Jak ktoś ma zacięcie – to niech weźmie zimny prysznic. Wiem jak to brzmi, ale to naprawdę pomaga. Ja odpływam przy malarstwie. Uwielbiam zagłębiać się w książki biograficzne o malarzach, malarkach. Ostatnio zrobiłam sobie prezent i kupiłam sobie Album Mehoffera i tak sobie siedzę i oglądam. Książka o Tamarze Łempickiej, a dokładnie druga część Powieści o Tamarze Łempickiej pt. „Tamara, siostra wulkanu” – pierwsza część już przeczytana leży na parapecie i przypomina mi, pamiętaj tylko weź mnie do ręki i poczytaj.

Podsumowując, to jest robienie czegoś, co Cię zabierze do zupełnie innego miejsca. 

I co to jest dla Ciebie? 

To musisz sobie znaleźć, albo już to po prostu masz. Ale coś, co naprawdę potrafi zabrać w zupełnie inna przestrzeń – tak żeby głowa mogła się absolutnie odłączyć. Bo właśnie w takim momencie odłączenia, spowolnienia mózg odbudowuje swoje zasoby energetyczne. Tak więc, to jest po prostu potrzebne, ta inna przestrzeń. Wiedźmin Sapkowskiego – też jest świetny, polecam! 

A.S.S: Wiesz, myślę sobie, że ważne też jest to, żeby nie zrażać się, jeśli od razu nie uda nam się tak odetchnąć i przestawić się na ten inny tok myślenia. Bo będąc w takim napięciu i mając ten nawyk odpowiadania na wszystko, co nas stymuluje z zewnątrz, może nie być to proste. To też wymaga treningu i uważności.

E.H: Absolutnie! I dobrze, że to Aniu powiedziałaś. Bo to wcale nie zadziała, tak że ja wezmę sobie, czy ktokolwiek nagle stwierdzi, że: ok, no to będę czytać o astrofizyce. To przez pierwsze kilka podejść, prawdopodobnie ” szlag najjaśniejszy Cię trafi”. To trzeba wiedzieć, że tak jest. Organizm się od kortyzolu uzależnia, więc nie będzie chciał puścić stanu podwyższonej gotowości. I to jest normalne, po prostu trzeba kontynuować dalej. 

Kolejna próba i kolejna, i za każdym razem sobie dziękować, jak dasz radę nawet 2 minuty się odłączyć – to już jest super. To już jest krok do przodu i tak naprawdę osiągnięcie.

A.S.S: I chyba Ewa zakończę takim podsumowaniem, że we wszystkim potrzebna jest decyzja o tym, że ja rzeczywiście chcę o siebie zadbać. Bo za tą moją decyzją, musi później iść działanie.

Ewa, bardzo Ci dziękuję! Mimo tego, że Cię słucham i czytam Twoje publikacje, to każda rozmowa, odsłuchanie Cię dzisiaj, dużo wnosi i mnie samą dużo nauczyło. Dziękuję Ci też za przełożenie informacji o stresie na bardzo praktyczne zastosowanie – na tym mi bardzo zależało i to dostałam i wierzę, że to będzie użyteczne dla naszych słuchaczy. 

Dziękuję Ci bardzo!

E.H: Dziękuję również!

A.S.S: Dziękuję i do usłyszenia!

Posłuchaj również

odcinek

#74

Jako liderzy dajemy prawo do popełniania błędów naszym pracownikom i niby wiemy, że to  prawo obejmuje także nas – w końcu jesteśmy tylko ludźmi. Ale nawet przeglądając artykułu branżowe więcej znajdziemy tam treści dotyczących najczęściej popełnianych przez managerów błędów i porad, jak ich unikać. A co z przyznawaniem się do tych nietrafionych decyzji? Bo każdy z nas ma takie na swoim koncie. Na własnym przykładzie chcę wskazać Ci:

– Co pomaga mi w przyznaniu się do błędu?

– Co daje mi uznawanie własnych potknięć?

– Po co i jak rozmawiam z zespołem o tym, co mi nie wyszło?

Mam dla Ciebie też ⁠BONUS⁠ z serią pytań, które wesprą Cię w przepracowaniu sytuacji, która wymaga przyznania się do nietrafionej decyzji.

odcinek

#73

Komunikacja bez barier, czy to jest możliwe? Po czym poznać, że komunikacja w zespole jest dobra? Jak ją usprawniać?

O tym wszystkim dyskutuję wspólnie z Przemkiem Witką, Agile Coachem w firmie Dynatrace, autrem podcastu „Agile dla managera”, jak również współtwórcą gry ScrumTale, która doskonale sprawdza się jako narzędzie do budowania zespołów.

Skontaktuj się z nami

Po wypełnieniu formularza 

w ciągu 24h odezwiemy się do Ciebie – działamy naprawdę szybko!